Opowieść rzeka. Część VI – Cisie, kolonie letnie i letniska
Autor: kurierSkruda, dn. 19 lutego 2015
Pamiątka z letniska, Krzewina d 15 VII 1939r

Choć dwór w Cisiu istniał około 200 lat i spłonął zaledwie 67 lat temu, to dysponujemy tylko  jednym jego zdjęciem. Na szczęście dzięki ludziom takim jak Pan Robert Skorupa, (upartym poszukiwaczom), możemy zobaczyć cisieński dwór oczami wyobraźni. W poprzednim artykule prezentowaliśmy opis dworu w Cisiu ze wspomnień  Leona Dembowskiego z września 1807 roku.

http://kurierskruda.pl/index.php/olesin-cisie-debe-wielkie-skruda-dluga-k-opowiesc-rzeka-czesc-iv-letniska-pensjonaty-cisie-skruda/bez-kategorii

http://kurierskruda.pl/index.php/opowiesc-rzeka-czesc-v-cisie/historia-regionu

Tym razem prezentujemy opis dworu zapisany w Małym Przeglądzie piśmie dzieci i młodzieży redagowanym pod kierownictwem Janusza Korczaka. Mały Przegląd był cotygodniowym dodatkiem do gazety Nasz Przegląd  w latach 1926–1939. W 255 jego wydaniu znajduje się opis kolonii letnich zorganizowanych w cisieńskim dworze latem 1931 roku. W tym czasie August Zalewski prowadził w Cisiu pensjonat – sanatorium. Opis koloni nadesłało do Małego Przeglądu Koło Uczestników Kolonii. Artykuł został wydrukowany 16.09.1931 roku.

„……Członków Koło Uczestników Kolonii liczyło 10-ciu: pan Nachum, 5 chłopców i 4 dziewczynki. Są to: Salek, Jakób, Adek, Beniek, Alter, Halina, Rózia, Dola i Ryta. Odbyliśmy 5 posiedzeń, z których pierwsze w Saskim Ogrodzie zakończyło sie wspólnym teatrem w Elizeum. Na drugiem posiedzeniu Opracowaliśmy treść numeru kolonijnego, a mianowicie: 1) przed mowa, 2) wspomnienia z kolonii, 3) pierwszy czas na kolonii 4) różnica między wychowaniem domowem i kolonijnem , 5) wpływ kolonii na charakter człowieka, 6) szkoła nauki, szkoła życia, 7) starsi i młodzina kolonii, 8) znaczenie kolonii, dla dziecka żydowskiego, 9) nasz dworek, 10) różnica w obcowaniu chłopców i dziewcząt w mieście i na kolonii  11) humorystyka kolonijna, 12) typy kolonijne, 13) wieczór pożegnalny, 14) śpiew.  Tematy rozdzielono między członkami K. U. K.  Nadto punkt wspomnień podzielono na części: 1) wstawanie, 2) obiad, 3) piątek, 4) wycieczki, 5) kąpiel słoneczna, 6) gry i zabawy 7) powrót. Na trzeciem i czwartem posiedzeniach odczytano pierwsze  artykuły. Na ostatniem ułożono ich porządek. Owocem naszej pracy wspólnej jest numer poświęcony kolonii letniej w Cisie – stacja Dęby Wielkie. Może urywki jakieś przydadzą się Małemu Przeglądowi.

NASZ DWOREK. Dworek liczy kilka pokoi. Mamy wiele radosnych chwil, nie każdemu by się podobał. W książkach czytamy: „Wśród zieleni drzew stoi biały dworek“ A ja właśnie opisze bronzowy. Idziemy ze stacji po piachu. Z radością witamy parkan. Furtka otwarta. Wchodzimy. Czujemy nareszcie twardy grunt pod nogami. Na dziedzińcu, usypanym żwirem, ławki zapraszają gościnnie by spocząć. Dworek liczy kilka pokoi. Na pierwszem pietrze 3 pokoje: dwa pokoje dla dziewcząt, jeden wychowawczyni. Plagą pokoi górnych były schody. których niejedna z nas padła ofiarą. Idzie sobie dziewczę zadumane lub zakochane, nagle ryms! jak długa. Pokój dziewcząt starszych był miły i jasny. Miałyśmy dwa okna i balkon; ale od balkonu wara, bo, Boże broń zerwie się – i katastrofa gotowa. Parterowe pokoje chłopców,- o tych nie chcę mówić. Weranda była ich chlubą. Druga weranda była także: z niej prowadziły drzwi do pokoju pana kierownika i wychowawcy. Z okna naszego widać było staw, o zachodzie słońca śliczny, oblany purpurą; na nim białe kaczki. Nieraz wstawałam wcześniej, by patrzeć gdy słońce z mgieł leniwie wychodziło. Uśpiony dwór i sad, i kwiaty, i ptaki – nagle wszystko się budzi. Klomby mienią się barwami kwiecia. Wychowawca w białej koszuli z dzwonkiem w ręku obchodzi pokoje ściąga Śpiochów z łóżek. Zaczyna się wesoły dzień. Wieczorem zmęczone kładziemy się spać.- Czasem dziewczynki urządzały bale. Artystki kolonjine pokazywały co umieją. Nocną ciszę przerywał niekiedy odgłos wystrzału. To ogrodnik płoszył złodzieja. którego nęciły piękne owoce. Budziłyśmy się z biciem serca. Jedna niby duch w bieli zamykała okna. To znowu zrywała się burza. Błyskawice oślepiały oczy grzmoty przejmowały grozą. Zdawało się, że noc nie ma końca. Ale nadchodzi ranek  a z nim słońce rozprasza obawy. Chwile spędzone we dworku były, są i będą nam zawsze najmilszem wspomnieniem. Niech żyje!

WSTAWANIE.
Ojneg le szabos, oi-oi-oj!  To śpiew Lejzora – nosiwody, który wczesnym rankiem wywodzi trele, niczem słowik. Z pokoju chłopców dochodzi nas wrzawa. W naszym – brzęczenie much, świst przez nos jednej z koleżanek, mruczenie przez sen drugiej. Nagle: Wstawać dziewczęta. już późno! Galopem ubieramy się- Uzbrojone w instrumenty do mycia puszczamy się na dół do umywalni. Zamawia się miski. W środku stoi szanowna jej mość kucharka i gderze. – Czego lejeta wodę? Mało wam błota?! Dzwonek. Nawoływania: Pierwsza, druga grupa na śniadanie! Potem gimnastyka, gry i zabawy: koszykówka, siatkówka. bieguny, handbol, sztafeta, matka, róża.

OBIAD KOLONIJNY.
Godzina druga. Ze wszystkich stron nawoływania: na obiad – Hajda do umywalni myć ręce, potem do jadalni. Zajmujemy miejsca. Wychowawca rozpoczyna z nami śpiewy, chce w ten sposób skrócić czas albo jak mówią chłopacy, zaostrzyć apetyt. Z początku śpiewają porządnie, potem bezsensowne ryki. Urządzają kocią muzykę, i łyżkami i widelcami walą w talerze. Ogłuchnąć można. ! Dyżurni przy stołach, – rozlega się głos inspekcyjnego. Teraz już jest spokój- Każdy zajęty jedzeniem. Spokój zakłóca znów – seria dolewek. Proszę pana, ja chcę dolewkę – każdy wyciąga swoją miskę. Chcemy się wyślizgnąć, ale pan doktór oznajmia, że rozdawać będzie preparaty. Kto może, wykrada się. Proszę pana. ja biorę żelazo. Ja biorę hematogen.

RÓŻNICA MIEDZY DOMEM I KOLONJĄ.

Pierwszy raz byłam na kolonii. Doznałam wielu wrażeń. Z początku trudno mi było się przyzwyczaić do gwaru i hałasu. W domu spokój, cisza domowego ogniska. Po kilku dniach dopiero zżyłam się, a nawet polubiłam życie kolonijne. Tego w miejskiej ciasnocie zaznać nie można. Malo w mieście mamy swobody. Zdziczeliśmy, siedząc nad  książkami- Żadnych rozrywek. To też w ciągu pierwszych dni nie wszyscy umieli korzystać ze swobody. Pragnęli ją wyzyskać dla łobuzerskich wybryków. Na szczęście nie uda to się. Panowała władza wyższa – personel. Szybko uspokoili się zrównali z dziećmi normalnemi, rozpoczęli żywot ludzi oświeconych.

CHŁOPCY I DZIEWCZĘTA.
Życie ludzkie tak się jakoś ułożyło, że zachowano jak gdyby dwa gatunki: jeden stanowią dziewczęta, drugi chłopcy. Pamiętam, jeszcze kilka lat temu – ogromna przepaść dzieliła dziewczęta od rówieśników. Chowano nas, jakbyśmy miały żyć na dwóch odrębnych planetach. Teraz widzą już w nas przyszłe kobiety i mężczyzn którzy tworzyć będą przyszłe społeczeństwo, przygotowują nas do życia rzeczywistego. Inaczej wygląda obcowanie dziewcząt i chłopców w mieście, inaczej na wsi. Mogę już co nieco powiedzieć, gdyż wciągu miesiąca widziałam i byłam widziana. Trzeba było dojść do wzajemnego porozumienia. Szybko przełamane zostały pierwsze lody. Dziewczęta zaczęły grać z chłopcami w siatkówkę, inteligenta, plotki i t.d. W mieście takie zbliżenie wygląda inaczej. Jedynemi miejscami, które dają możność poznania się, są ogrody, aleje i kina. Na jednej z ławek ogrodu siedzi młodzian i dziewczę, narazie nieznajomi. Głowią się, jakiego użyć fortelu, aby się poznać. Panna bardziej pomysłowa, opuszcza chustkę do nosa, spogląda z pod oka, co on uczyni. Młodzian uśmiechnięty podaje właścicielce opuszczony przedmiot. Ona dziękuje za fatygę – Zawieraia znajomość, potem sympatia, krótkotrwała miłość, miłość sezonowa, potem plotki, podejrzenia, w końcu kłótnia. Taki los czeka wszystkie miejskie flirty. Wieś zrodziła zdrowy odłam ludzkości. Tu dziewczęta zdobywają sobie równouprawnienie, natężają mięśnie i mózgi, by sprostać chłopcom. Pytanie: czy dlatego się wysilają, że są mniej zdolne. upośledzone przez naturę? Nie, jest pewna część kobiet, które się potrafiły wybić ponad poziom. Te nie pozwolą sobie w kaszę dmuchnać. Nawet przewyższają chłopców, ale są, które kokietują słabością. Przy wysiadaniu z dorożki kawaler musi jej podać rękę. Tem tłomaczy się ich niedołęstwo i brak silnej woli. Przytoczę mały fakt. Pewnego razu pojechał wychowawca do Warszawy. Znaleźli się oczywiście chętni, by go odprowadzić na pociąg. Pożegnawszy się wracamy na kolonię i tu nadarzyła się sposobność wrócenia furmanką, ale tylko dziewczynkom. Dziewczęta jednak, nie chcąc korzystać z prawa słabszych, oświadczyły, że również wrócą pieszo. Chłopcy zaczęli nas podejrzewać. Jeden zrobił uwagę, którą przytaczam dosłownie: Jaką wy politykę prowadzicie, że nie chcecie wracać furmanką? Podczas rozmowy na temat równouprawnienia – zdołano chłopców przekonać, że sami wolą dziewczynki 0 silnej woli niż te, których jedynym celem jest chęć przypodobania. Nauka nie poszła w las.

NIEUDANA GRANDA.
Chłopcy postanowili napędzić stracha dziewczynkom: mieli przebrać się za duchy i dostawszy się po drabinie do okna, nasycić się naszem przerażeniem. Po kolacji, nie chcąc się zdradzić przed wychowawcą, poszli spokojnie spać. Gdy na
dworze było już ciemno, i zamarł gwar kolonijny – wyruszyło trzech chłopców na przy gotowanie. Przystawili drabinę
do okna i zobaczyli, czy personel śpi. Gdy wszystko to już było przygotowane, przebrali się i udali na miejsce działania, zachowując wszelkie możliwe środki ostrożności. Niestety, w międzyczasie ktoś usunął drabinę z pod okna. Odrzucił ją tak daleko, że nie mogli w nocy odnaleźć. Gdy przyszli na miejsce i zobaczyli brak drabiny. z kwaśnemi minami wrócili do pokoju, złowiąc się nad tem, kto im figla splatał.

WIECZORNICA.
Podobno dziewczynki pragną gwiazdki z nieba. Nam zachciało się tylko wieczorku. Otrzymałyśmv pozwolenie od wychowawcy. Łóżka ustawiłyśmy w czworobok, w jednym kącie pokoju paliła sie nasza lampa, w drugim pożyczona od chłopców. Kupiłyśmy za 50 groszy pestek. Po kolacji zaczęła się zabawa. Deklamowano wierszem i śpiewaliśmy chórem, potem pojedyńcze głosy. Jedna z dziewcząt grała na organkach, druga gwizdała. Potem bawiliśmy się w różne gry.
Jest wesoła gra – plotki. Nieszczęsne ofiary ujrzały wszystkie swoje grzechy i grzeszki. Musze zaznaczyć, że nikt się nie obraził. O godz. 11-stej jeden z gości, rozumie się chłopiec, położył się na łóżko i zasnął. To było hasłem rozejścia się.
Prócz pestek uraczyłyśmy się jeszcze ciastkami, i jedna nieskąpa dusza częstowała cukierkami aktorów i gości. Potem doprowadziłyśmy pokój do porządku, i siedząc na łóżkach zaczęłyśmy rozmawiać. Z pokoju małych dziewczynek, podrażnionych, że ich nie zaproszono  przychodziły ciągłe delegatki z prośbą o spokój. Rozumie się, odbył się także pożegnalny koncert. Jak łatwo przewidzieć, z początku Spadł deszcz, psując naszą scenę, potem pogoda. Przed wieczorem wszystko było gotowe.

OSTATNIE DNIE.
Jeszcze jeden tylko ostatni dzień. Każdy chce pozostawić po sobie dobre wspomnienie. Wszyscy odświętnie ubrani, w uroczystym nastroju chodzimy! wokoło domku. O wszystkiem mówi się już dziś ostatni raz.  Na to, na co patrzyliśmy wczoraj obojętnie, dziś żegnamy z rozrzewnieniem. Przykro wyjeżdżać od tego, co się polubiło. Byli i tacy, którzy próbowali właśnie dziś dokazywać i psocić. Nie mamy im tego za złe, nie zastanowili się. Niema ludzi złych, są tylko lekkomyślni i nierozważni. Może byli źle wychowani, nie nauczono ich, co należy kochać, do czego się przywiązać,
co w pamięci zachować. Należy im przebaczyć. Ja w ten ostatni dzień miałam wszystkie dobre uczucia. Co złe, schowało się gdzieś głęboko. Wychowawcy krzątali się, szykowali niespodzianki i upominki. Obiad i podwieczorek odbyły się w nastroju świątecznym. Po kolacji zebrałyśmy się w jadalnym pokoju. Wychowawca poprosił 0 ciszę i w słowach prostych a serdecznych odezwał się do nas. Nie mogę powtórzyć, o czem mówili, wiem tylko, że zapadła głęboka cisza. Nie było teraz między nami różnic, wszyscy byliśmy równi, nikt nie miał do nikogo żalu. Zbliżyliśmy się nagle ku sobie. Każdy czuł skruchę za przykrości, które sprawił. Łzy miałam w oczach. Nieśmiałość nie pozwoliła nam odpowiedzieć serdecznem słowy. Potem rozdano nagrody, właściwie pamiątki za różne rzeczy. Chwila może ostatnia w życiu każdego z nas. Odczytywano nazwiska tych, c0 zasłużyli (dostali) i tych, którzy może nie byli warci, lecz poprawili się na kolonii.
Głośne „Dobranoc” położyło tamę ostatnim zwierzeniom. W łóżkach rozmawiałyśmy nad miesiącem spędzonym na wsi, i tym ostatnim wieczorem. Kolonia będzie mi jasnem wspomnieniem w szarzyźnie dni powszednich….”

Na dowód tego że Cisie i okolice w latach 1900 -1939 były cenionym kierunkiem wypraw wakacyjnych możemy jeszcze zaprezentować zdjęcie z archiwum Państwa Siporskich, mieszkańców Cisia. Zdjęcie opisane jest jako   ” Pamiątka z Letniska Krzewina 15 lipiec 1939″ . Zdjęcie zrobiono na granicy Cisia i Krzewiny przy charakterystycznym wiatraku rozebranym w latach sześćdziesiątych XX wieku.

Pamiątka z letniska, Krzewina d 15 VII 1939r

Pamiątka z letniska, Krzewina d 15 VII 1939r

Czas na nowo odkryć walory letniskowe naszej okolicy. Może czas odbudować wiatrak?

WIATRAK CISIE

WIATRAK CISIE

AC

Autor: kurierSkruda
Brak komentarzy. Twój może być pierwszy
Dodaj komentarz