WIELGOLAS – część II
Autor: kurierSkruda, dn. 22 marca 2011
dest288_0

[singlepic id=454 w=200 h=200 float=left]autor: Grzegorz Witkowski. Wielgolas historia – część II.  Jak wcześniej wspomniano w wyniku kolejnych spadków i transakcji losy Wielgolasu związane były coraz bardziej z Wiązowną. Wiadomo, że pod koniec XVII właścicielką dóbr Wiązowna i rozległych okolic była Księżna Maria Radziwiłłowa z Lubomirskich.
Jej nieudane małżeństwo z Karolem Radziwiłłem zwanym „Panie Kochanku” oraz życie kulturalne w Wiązownej w tamtym okresie szerzej opisuje Krzysztof Oktabiński w publikacji pt. „Nad Mienią i Świdrem”. W Regestrze Diecezjów Fr. Czaykowskiego wśród wsi wchodzących w skład parafii Glinianka w 1783 Roku wymieniono Wielgolas I i II jako własność Księżnej Radziwiłłowej i bliżej nieznanych Przedziszewskich. Księżna zmarła
w 1795 roku, a jej spadkobiercą został Jan Alojzy Potocki, który w 1798 roku sprzedał dobra Józefowi baronowi de Maltzahn. Wśród wsi objętych tą transakcją była również Villa Wielkolas.

W 1817 roku nastąpił podział dóbr na część wiązowską i duchnowską. W skład ekonomii duchnowskiej weszły wsie: Duchnów, Villa Wielkolas i Dziechciniec oraz Konik i osada młyńska Golica. Po tym podziale nastąpił dynamiczny rozwój terenów przyległych do tych wsi. Najważniejszą jednak zmianą była lokacja na gruntach Wielgolasu historycznej osady Olszowa wraz z austerią. Położona była na terenie późniejszego Wielgolasu Brzezińskiego,
w pobliżu przecięcia się obecnej linii kolejowej i wiaduktu. Sama karczma przetrwała do połowy drugiej wojny światowej. Lokowanie nowej osady wraz z karczmą należy wiązać
z prowadzoną w latach 1819 – 1823 budową Traktu Brzeskiego. Na marginesie, rok rozpoczęcia budowy traktu raczej wyklucza prawdziwość legendy o tym, jakoby podczas marszu na Moskwę w jednej z sadzawek po północnej stronie szosy w Wielgolesie Napoleon miał poić swoje konie, tym bardziej, że jak wiadomo główne siły Napoleona przemieszczały się Traktem Lubelskim, przez Wiązownę i Gliniankę. Nie można natomiast wykluczyć,
że w tym czasie w Wielgolesie prowadzono jakąś aprowizację na rzecz wojska. Po Kongresie Wiedeńskim w 1815 r. nastąpiła zmiana przynależności państwowej interesującego nas obszaru z austriackiej na rosyjską. Zmiana zaborcy wymusiła kluczową inwestycję dla rozwoju tych okolic tj. budowę traktu Warszawa-Brześć. Była ona realizowana w latach 1819-1823. Według przekazów ustnych przekazywanych z pokolenia na pokolenie, przy okazji tej budowy kilka okolicznych rodzin zakupiło dodatkowe konie oraz wozy i zbiło majątek przy dowożeniu kamieni niezbędnych do tej budowy. Dziś trudno zweryfikować te przekazy, ale rzeczywiście mieszkańcy Wielgolasu musieli uchodzić w owym czasie za ludzi zamożnych, skoro jeden z nich (Sarniak) w nieco późniejszym okresie nabył nawet majątek Cisie. Potwierdzają to również prowadzone przeze mnie pod innym kątem badania tego okresu. Zwraca bowiem uwagę fakt znikomego udziału wśród mieszkańców tzw. wyrobników. W aktach stanu cywilnego parafii Glinianka, mieszkańcy Wielgolasu stosunkowo często są określani jako koloniści lub gospodarze czynszowi, co oznacza,
że w przeciwieństwie do innych, nie odrabiali pańszczyzny a jedynie opłacali czynsz dzierżawny przy zachowaniu prawa dziedziczenia. Biorąc pod uwagę to, że ostatecznie pańszczyznę zniesiono na tych terenach dopiero po powstaniu styczniowym, to rzeczywiście mieszkańcy Wielgolasu musieli uchodzić za zamożnych, tym bardziej, że do dnia dzisiejszego zachowały się tam relatywnie duże gospodarstwa. Po śmierci Józefa barona de Maltzhan jego spadkobiercą został baron Ferdynand, który po roku 1817 sprzedał majątek Michałowi Rydeckiemu. Po jego śmierci w roku 1824 dobra wiązowskie nabył Tadeusz hrabia Mostowski, który w tamtym czasie był Ministrem Spraw Wewnętrznych i Policji Królestwa Polskiego. Nawiasem mówiąc, obecnie w Pałacu Mostowskich mieści się Komenda Stołeczna Policji.

W roku 1827 w Wielgolesie było 27 gospodarstw, które zamieszkiwało 162 osoby. Poza byłym miastem Glinianką była to największa wieś w parafii. Warto dodać, że w tym czasie Wiązowna liczyła 30 gospodarstw i 115 mieszkańców, Skruda odpowiednio 20 i 158, Sulejówek 6 i 57 !!, a Olszową zamieszkiwała jedna trzyosobowa rodzina. Terenów tych nie ominęły działania wojenne związane z powstaniem listopadowym, które zostały opisane
w odrębnym artykule. Należy dodać, że ruchy wojsk nie ustały wraz z przejściem frontu,
o czym świadczy dokument wystawiony w dniu 21 maja 1831 r. w Brzezinach przez Generała Umińskiego w którym stwierdza on: „wskutek ruchu nieprzyjaciela w kierunku na Latowicz, zająłem pozycyją między Brzezinami a Dębem (Wielgolas ? – przyp. G.W.), nienaruszając awangardy z Kałuszyna.”. Uciążliwości dla mieszkańców musiały być dotkliwe, skoro
w aktach Rady Stanu Królestwa Polskiego odnotowano sprawy allewiacyjne (w sprawie ulg podatkowych) „z rekursu [Michała] Żukowskiego, właściciela dóbr Cisie, klęską wojny r. 1831 uszkodzonych” oraz „(…) dziedzica i włościan wsi Brzeziny i Cisie [z powodu strat poniesionych w czasie wojny r. 1831]”. Co ciekawe źródła milczą na temat potyczek powstania styczniowego. Wspominana w literaturze potyczka pod Wielgolasem (08.08.1863 r.) miała miejsce raczej w okolicach Wielgolasu w gm. Latowicz. Wypada więc jedynie odnotować ustny przekaz jednego z mieszkańców o powstańcach, którzy uciekając przed rosyjskim pościgiem przeprowadzeni przez miejscowych chłopów skryli się na bagnach
w lesie w pobliżu Wielgolasu.

[nggallery id=45]Z dokumentów z 1870 roku warto odnotować wzmiankę, że w skład Dóbr Duchnowskich wchodziła Olszowa i połowa Wielgolasu. W tym miejscu rodzi się pytanie co z drugą częścią tej wsi. „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów Słowiańskich” wydany w latach 18801902 w Warszawie informuje, że Wielgolas [Duchnowski] w tym czasie liczył 36 osad 239 mieszkańców i 630 mórg włościańskich. Wydaje się, że Wielgolas opisany
w słowniku jest po prostu dzisiejszym Wielgolasem wyodrębnionym po uwłaszczeniu carskim w 1864 roku, natomiast druga połowa wsi wzmiankowana w księgach hipotecznych to jedynie grunty przynależne do tej wsi, właścicielem których był dziedzic Duchnowa.

W tym miejscu w warto odnotować fakt odnotowania w Słowniku (…) wsi Wielgolas Brzeziński, o której wzmiankowano, że zamieszkuje ją 105 mieszkańców skupionych na 71 morgach (ok. 40 ha). Zwraca tu uwagę przede wszystkim mała powierzchnia miejscowości, która odpowiada powierzchni ok. 3 średnich gospodarstw z sąsiedniego Wielgolasu
i wyjątkowo duża gęstość zaludnienia. Źródło to podaje, że wieś została wyodrębniona
z Brzezin. Informacja ta jest dosyć wiarygodna a jej potwierdzeniem mogą być mapy z okresu wojny polsko–bolszewickiej, które mimo swych niedokładności lokują tą wieś na obszarze dzisiejszych Brzezin po północnej stronie szosy, na wysokości obecnego skrzyżowania
z drogą do Wiązowny. Istnienie Wielgolasu pośrednio potwierdzają artykuły właściciela majątku Brzeziny Aleksandra Świętochowskiego, który opisując Wielgolas czasami dodaje określenie Duchnowski, chcąc prawdopodobnie podkreślić odrębność tej wsi od innego Wielgolasu. Możliwe , że chodziło tu o Wielgolas Brzeziński. Ostatecznie hipotezę powinny potwierdzić  akta parafii Długa Kościelna, do której należały Brzeziny, więc zgodnie z tą logiką powinien należeć do niej również Wielgolas Brzeziński. W opozycji do tych spekulacji stoją obiegowe przekazy mieszkańców wg. których wieś ta została wyodrębniona dopiero
ok. 1930 r. w wyniku komasacji gruntów Wielgolasu (położonych po obu stronach szosy mińskiej) i została zasiedlona rolnikami z tej wsi, począwszy od drogi Wielgolas –Halinów (przedłużenie ul Okuniewskiej) aż do karczmy Olszowa, znajdującej się w okolicy obecnego wiaduktu kolejowego. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z nietypowym przypadkiem, iż nowo powstałe gospodarstwa mieszkańców Wielgolasu Duchnowskiego zajmujące zdecydowanie większy obszar, przejęły nazwę najbliższej zaludnionej, choć niewielkiej wsi Wielgolas Brzeziński.

Znakomitym źródłem wiedzy o Wielgolesie z przełomu XIX i XX wieku jest działalność publicystyczna i społeczna czołowej postaci polskiego pozytywizmu, wspomnianego wcześniej Aleksandra Świętochowskiego, związanego później z Narodową Demokracją, który w 1892 roku za kwotę 3000 rubli nabył sąsiadujący z Wielgolasem majątek we wsi Brzeziny. Jak podaje autorka biografii Świętochowskiego Maria Brykalska w skład majątku wchodził: „(…) dawny dwór o jedenastu pokojach, budynki gospodarcze, ogród i trzy włóki ziemi (1 włóka – ok. 17 ha przyp. G.W.). Świętochowski z zapałem zajął się zagospodarowaniem swojej posiadłości: założył sad owocowy, uprawiał kwiaty i warzywa
w cieplarni, sadził i pielęgnował park. Za Janiną Bemówną, która w tym czasie spędzała wakacje w Brzezinach czytamy: Świętochowski własnoręcznie sadził i szczepił drzewa oraz róże, które namiętnie lubił. Wszystko, na co było spojrzeć w tym ogrodzie stanowiło osobliwość pod względem hodowlanym, a więc rzadkie i smaczne morele, olbrzymie czereśnie, różnorodne gatunki gruszek i jabłek w setkach odmian. W cieplarni rosły srebrne brzoskwinie (…) Park angielski w Brzezinach miał także nadzwyczajne drzewa, krzewy
i kwiaty: wysmukłe cyprysy, tuje, dęby lipy, klony, jawory.” Jak podaje Brykalska „Wybitny specjalista w tej dziedzinie, Piotr Hoser (prawdopodobnie powiązany więzami rodzinnymi
z obecnym Biskupem Diecezji Warszawsko-Praskiej Abp. Henrykiem Hoserem- przyp. G.W.) uważał Świętochowskiego za ogrodnika artystę i służył mu fachową pomocą. Swoją pracę ogrodniczą traktował Świętochowski  również jako źródło dochodu, uprawiał więc na sprzedaż szparagi, truskawki cieplarniane w doniczkach nowalijki i rzadkie owoce.”. Wśród licznych gości odwiedzających Brzeziny był min Gen. K. Sosnkowski. Świętochowski był wówczas redaktorem „Liberum veto”. Na jego łamach prowadził akcję społeczną na rzecz pomocy mieszkańcom Wielgolasu, który doszczętnie spłonął na początku października
1896 r. Spaliło się wtedy czterdzieści gospodarstw. W dniu pożaru Świętochowski był chory, natychmiast jednak pojechał do pogorzelców i zabrał dziesięcioosobową najbardziej poszkodowaną rodzinę do Brzezin. Pod zastaw polis ubezpieczeniowych, płatnych w roku następnym, postarał się o pożyczkę w banku Kazimierza Natansona. Wykorzystywał też
i inne swoje stosunki w Warszawie dla dalszej pomocy. W felietonie Pożar wioski, drukowanym w numerze 41 z 10 października 1896 r. pisał:.

 „(…) Tak zginęła prawie doszczętnie jedna z najlepszych wsi naszych – Wielgolas Duchnowski, w powiecie Nowomińskim. W każdej okolicy naszego kraju byłaby ona uważana za gniazdo zacne, ale szczególnie odbijała się w swojej. Podczas gdy jej sąsiadki – jak większość siół w obrębie złego wpływu Warszawy – cierpią na chroniczne kradzieże, głębokie zepsucie moralne – ta była zdrowa. Wielgolas nie miał karczmy, nie przechowywał w swym łonie wyślizgujących się sprawiedliwości złoczyńców, nie obciążał swymi zatargami sądów – pracował w znoju i cnocie, szczodrze kochając ziemię, którą dorobkiem coraz szerzej z sąsiednich folwarków ogarniał. To też doszedł do względnej zamożności, która zrodziła w nim niezwykłe potrzeby umysłowe i pragnienia wyższej kultury gospodarczej. Znałem wielu jego mieszkańców, ceniłem i szanowałem. Byli to poważni, myślący i uczciwi gospodarze, którzy czuli swą godność ludzką i jasno pojmowali swoje prawa społeczne. I to ładne, zasobne poczciwe gniazdo włościańskie jedna iskra zaprószona w brogu słomy zamieniła na gromadę bezdomnych żebraków miłosierdzia ludzkiego! Ogień zakradł się jak złodziej, bo w chwili, kiedy zebrali z pola cały plon – zboże trawy, kartofle
i kiedy starsi mężczyźni udali się na naradę gminną. Wróciwszy z niej zobaczyli już tylko siwe dymy, pełzające po miejscach, gdzie stały ich chaty, obory, stodoły, stogi i sterty.

(…) Do pogorzelców nie pospieszyli ani przyjaciele, ani ludzie możni z pociechą lub ratunkiem. Nie opuściło ich tylko nieszczęście. Zgnębieni, osmaleni, bladzi lub czarni od dymu stali w milczących gromadkach lub samotnie, oswajając oczy z obrazem zniszczenia, który rysował się, jak przed nimi okropny a niewiarygodny sen, poszukując w zgliszczach resztek straconego mienia lub wpatrując się w niebo wzrokiem żalu pełnym. A na sąsiednich łąkach, gdzie wyniesiono uratowane sprzęty i odzież, w zimnem błocie, w nienakrytych
z wierzchu szałasach z kołków, spódnic, płacht, kapot i kożuchów, leżały na mokrej ziemi bez pościołki kobiety i dzieci. Tak je ogień przeraził, że nawet gdy zgasł, bały się wyjść
z bagna. (…) Pogorzelcom wielgolaskim ocalało kilkaset sztuk bydła bez źdźbła paszy. Przezimować go niepodobna. Każdy może zostawić jedną krowę, ażeby dzieci miały trochę mleka, resztę trzeba sprzedać na rzeź. Ale którą wybrać, a którą oddać pod nóż? Tu ów nóż zaczyna krajać serce biednego chłopa, który głęboko wzdycha, łzy rękawem ociera,
a zdecydować nie może. On tyle lat pracował i zabiegał, ażeby dojść do pięciu lub dziesięciu krów, wychowywał je od cieląt, przywiązywał się do nich zapamiętale i nagle musi je sprzedać – komu? Rzeźnikowi, który wyzyskując przymus nieszczęścia, ofiaruje po 10 rs.
Za piękną i mleczną dójkę. Jeżeli zechcecie wmyśleć się w te dusze, w te stosunki, w to życie rzadko oświecane słońcem, a ciągle smagane szarugą, to przyznacie, że niekoniecznie trzeba być Walensteinem lub Marią Stuart, ażeby być bohaterem i bohaterką dramatu.”

Starania na rzecz mieszkańców Wielgolasu okazały się owocne, w ciągu kilku lat został on odbudowany. W literaturze historycznej np. „Cztery wieki Mazowsza” Geysztorowa, Żabiklicka znajdujemy informację, że chłopi z Cisia, Wielgolasu, Duchnowa
i Boryszewa wsparli dostawami żywności, strajkujących w Warszawie robotników w czasie rewolucji 1905 r., odpowiadając tym samym na apel Gazety Kaliskiej. W tym miejscu trzeba jednoznacznie stwierdzić, iż jest mało prawdopodobne, aby na apel gazety z Wielkopolski tak aktywnie i masowo zareagowali chłopi aż z czterech wsi na odległym Mazowszu. Kulisy tej aktywności są oczywiste – czołową postacią tamtych wydarzeń był właśnie Aleksander Świętochowski.

W innym miejscu jego biografii czytamy: „Świętochowski przebywał w tym czasie najczęściej w Brzezinach. Miał życzliwych znajomych wśród okolicznych chłopów i pomagał im w potrzebach, zwłaszcza w prowadzeniu nielegalnej nauki szkolnej. Z satysfakcją słuchał ich próśb o ten rodzaj pomocy. O jednej z takich szkółek, urządzonej przez mieszkańca wsi Wielgolas, Pietrzkiewicza, opowiadał ze wzruszeniem: Podczas gdy on uczył dzieci, jego mały synek, stojąc na strychu, z twarzą wytkniętą w dziurze strzechy, patrzył w kierunku miasta i jeżeli dostrzegł policjanta na drodze, zawiadamiał ojca
 i szkółka się rozbiegała. Ten chłopczyna wartował na swej strażnicy głównie w zimie.”.

Należy dodać, że potomkowie owego Pietrzkiewicza mieszkają do dziś w Wielgolesie Brzezińskim i od kilku pokoleń używają nazwiska Piotrkowicz.

Oprócz nieocenionej pomocy dla Wielgolasu i szczerej wdzięczności ze strony jego mieszkańców, Świętochowski poniósł spektakularną porażkę, jaką było odrzucenie przez nich projektu założenia szkoły, którzy w pierwszej kolejności zaangażowali się w budowę kościoła w Dębem Wielkim. Według źródeł parafialnych inicjatorami budowy świątyni byli właśnie mieszkańcy Wielgolasu: Malesa, Szostak i Świtkowski. Szkoła zaś powstała
w latach trzydziestych w Brzezinach, przy aktywnym wsparciu finansowym mieszkańców Wielgolasu i Brzezin. Nie do przecenienia w jej budowie jest udział rodziny Konowrockich, która na jej realizację zaciągnęła kredyt, który następnie był częściowo zwracany ze składek mieszkańców.

Opis Wielgolasu z nieco późniejszego okresu zawdzięczamy pamiętnikowi (Jana Malesy) opublikowanemu w 1935 roku przez Instytut Gospodarstwa Społecznego. Rodzina Malesów w tym czasie należała nie tylko do najzamożniejszych, ale i najbardziej szanowanych
w Wielgolesie. Jak przez wiele lat z dumą podkreślali mieszkańcy, ojciec autora tego pamiętnika był pierwszym wójtem z Wielgolasu. (Franciszek Malesa był na początku XX wieku wójtem Gminy Wiązowna).

Pisał on min.„Na skutek wezwania w Gazecie Chłopskiej w Nr 42 z roku 1933, postanowiłem ja napisać parę słów ze swego życia. Ponieważ przechodziłem dość poważne koleje
w swojem tak stosunkowo krótkiem życiu, zgóry przepraszam za błędy i nieudolność
w pisaniu, bo jak się dowiemy z dalszego pisania nie dostałem odpowiedniego wykształcenia, aby napisać lepiej.

PAMIĘTNIK CHŁOPA

Urodziłem się dnia 4 kwietnia 1896 roku we wsi Wielgolas pow. Warszawski w okolicy pięknej i bogatej, jakby powiedzieć w krainie miodem i mlekiem płynącej. Rodzice moi posiadali gospodarstwo rolne dwadzieścia cztery morgi ziemi, w czem połowa doskonałych nadrzecznych łąk i połowa ziemi ornej również bardzo dobrej. Prowadzili gospodarstwo warzywniczno-mleczne i produkty to jest mleko, okopowe warzywa i owoce odwozili do Warszawy, otrzymując za to od 150 do 200 rubli miesięcznie, co na czasy przedwojenne było dosyć dużo.

Rodzeństwa było nas troje, dwie siostry i ja, jedna starsza ode mnie o trzy lata i druga młodsza również o trzy lata. Pomimo, że wieś nasza składała się z 75 osad, szkoły u nas nie było. Ja do lat dziesięciu uczyłem się w domu, później chodziłem do szkoły trzy zimy
w Dębem odległym od nas o pięć kilometrów i tam skończyłem te trzy oddziały rosyjskiej szkoły powszechnej. Potem już pracowałem wraz z ojcem w gospodarstwie.

W roku 1911 ojciec wydał starszą siostrę zamąż dając jej około półtora tysiąca rubli posagu. Pozostało nas dwoje. W 1914 roku wybuchła wojna i trzeba nieszczęścia, że w tym czasie zachorował dosyć poważnie na żołądek, wytworzył się jakiś wrzód na żołądku i ta choroba pociągnęła za sobą szalone koszta. Parę miesięcy ojciec leżał w szpitalu Pańskiego Przemienienia na Pradze, ponieważ za wszelką cenę postanowił się ojciec ratować,
a uważając, że w szpitalu nie ma należytej opieki lekarskiej kazał się przenieść do lecznicy
w Aleje Jerozolimskie i tam płaciliśmy za pokój z obsługą jedenaście rubli dziennie (było to w roku 1915). Prócz tego konsylia lekarskie raz i dwa razy w tygodniu kosztowały trzydzieści rubli za każde takie konsylium, no i rezultat był taki, że 8 grudnia kazali nam ojca zabrać do domu, a 16 grudnia ojciec nam umarł.

Ja wtedy liczyłem dziewiętnasty rok życia i byłem zamłody, żeby mi ojciec zapisał gospodarstwo i tak zostało, prowadziłem gospodarstwo z matką, ponieważ matka też nie miała bardzo zdrowia. Więc ja się ożeniłem w roku 1916 i pomimo, że nie miałem tytułu własności, teść mój dał mi zaraz po ślubie trzy tysiące rubli jako posag dla córki i z tego, jak również i z gospodarstwa, ponieważ prowadziłem całe gospodarstwo po ojcu zacząłem się dorabiać. Założyliśmy wtedy spółkę handlową w Dębem Wielkim z księdzem Zarębą na czele, w której byłem wiceprezesem. Zrobiliśmy udziały po pięćset rubli i zebraliśmy 45 tysięcy rubli, jako kapitał zakładowy. Ja wykupiłem 7 udziałów i po dwóch latach handlu dostałem ztamtąd osiem tysięcy rubli. Prócz tego w końcu 1916 roku założyliśmy spółkę mleczarską i sklep spożywczy w naszej wsi, w której byłem kasjerem do jesieni 18 roku
t. j. do mojego wyjazdu ze wsi. I tu prowadziliśmy dość duże obroty, bo wysyłaliśmy od 160 do 2000 litrów mleka dziennie do Warszawy. Spółki obie prosperowały świetnie dając współudziałowcom poważne dochody. W roku 1917 ponieważ były to czasy okupacji niemieckiej i trzeba się było liczyć czem wolno handlować, a czem nie i ja też miałem przejście. Miałem ogromnego stadnika, którego agenci Frankowskiego zapisali na kontyngent mięsny szacując go trzysta rubli, a w prywatnym handlu byczek ten był wart więcej, jak 800 rubli. Nie chcąc tyle stracić, a ponieważ należałem do C.T.R. w Mińsku Mazowieckim wystarałem się przez to Towarzystwo od władz niemieckich papier, że jako rozpłodowa nie wolno mi go zabrać, i nie wzięli, ale po paru miesiącach stadnik stał się za ciężki na krowy no i trzeba było go sprzedać i sprzedałem go po cichu rzeźnikom uzyskując cenę 875 rubli, ale niestety znalazł się sąsiad podły, który oskarżył do żandarmów niemieckich, że ja zrobiłem taki szmugiel, no i żandarmi zrobili dochodzenie, protokół, rezultatem był sąd i wyrok skazujący mnie na cztery miesiące więzienia. (…) Jednak ks. Zaręba mnie wyratował
z więzienia po jedenastu dniach wyrobiwszy u generała gubernatora Beslera papier, mocą którego zamieniono mi więzienie na karę pieniężną w sumie sześciuset marek niemieckich.”.

Autor tego pamiętnika był niespokojnym duchem i wielkim patriotą. Jak podaje w swojej publikacji „Droga do kapłaństwa” Ks. Konowrocki, jednym z jego ostatnich epizodów związanych z Wielgolasem była wręcz szalona i nieudana akcja rozbrajania Niemców na bocznicy kolejowej Dębem Wielkim przeprowadzona w 1918 r. z jego serdecznym przyjacielem Aleksandrem Witkowskim.

Koniec

P. S. Już wkrótce na łamach „Kuriera Skruda” zostaną opublikowane wspomnienia żołnierzy Armii Krajowej z Wielgolasu i sąsiednich miejscowości.

Autor: kurierSkruda
Komentarze do wpisu
  1. Czy jest wam znana historia powieszenia podczas powstania listopadowego dziedzica i jego 2 synów w Wielgolas ?

Dodaj komentarz