Ludwik Walesiak (1844 – 1924)
Autor: kurierSkruda, dn. 21 stycznia 2013
walesiak

ŹRÓDŁO: http://nowydzwon.pl/news.php?id=4783

Walesiak to Polska/Chobot
Ludwik Walesiak to XIX-wieczny, mieszkający w Chobocie polski patriota zamęczony przez Rosjan w czasie powstania styczniowego. Od wielu lat jego symbolicznym pomnikiem opiekują się uczniowie szkoły w Chobocie. 9 listopada w związku ze zbliżającym się dniem niepodległości w Chobocie postanowiono przypomnieć światu tę postać.

Zaproszenie do szkoły przyjęła krewna Walesiaka Małgorzata Kettle. Byli radni z gminy Halinów Adam Ludwiniak i Marcin Sukiennik (również daleka rodzina bohatera). Zaproszono przedstawicieli władzy samorządowej z burmistrzem Adamem Ciszkowskim na czele, ale ten nie znalazł czasu dla społeczności z Chobotu. Co więcej, halinowski włodarz nie przysłał tam nawet listu ani swojego przedstawiciela. To jest dopiero nowoczesny patriotyzm w wykonaniu historyka z wykształcenia Adama Ciszkowskiego, który zawsze chwali się, że w Chobocie miał praktyki. Był przygotowany przez Renatę Gałecką i Agatę Grabin Głuchowską apel przypominający zbrojny czyn narodu polskiego ze szczególnym uwzględnieniem Ludwika Walesiaka i małej ojczyzny. Młodzież ze szkoły w Chobocie oprócz pieśni przygotowała kilka wystąpień krasomówczych. O bohaterze dnia opowiadała Julia Kłusek. Klaudia Jeżak vel Dobosiewicz przypomniała historię parafii w Długiej Kościelnej, zaś Klaudia Roś przedstawiła kapliczkę – bramę do swojej miejscowości. Dla ostatniej z występujących opowiadanie na szkolnej uroczystości było swego rodzaju przetarciem przed występem na ogólnopolskim finale konkursu krasomówczego w Legnicy. Absolwentka szkoły Eliza Woźnicka, obecnie dowodząca „Lokalną”, poddana została przez młodzież rysunkowemu testowi na znajomość okolic Chobotu i nie tylko. Po występach młodzieży udano się pod pomnik poświęcony Ludwikowi Walesiakowi, by tam złożyć kwiaty, zapalić znicze i odmówić modlitwę w intencji zarówno Walesiaka, jak i poległych za ojczyznę patriotów. Wszystkich zebranych przy chobociańskim pomniku uwieczniono na pamiątkowym zdjęciu. Małgorzata Kettle przyniosła album poświęcony pamiątkom po Ludwiku Walesiaku. 9 listopada bodaj po raz pierwszy dzienne światło ujrzała myśl o nadaniu miejscowej szkole imienia Ludwika Walesiaka oraz sztandaru. W przyszłym roku mija bowiem 150 rocznica śmierci Walesiaka, a w roku 2014 przypada 170 rocznica jego urodzin. Choć dla niektórych uroczystości w Chobocie mogą się wydawać na wskroś lokalne, to warto pamiętać o miejscowych bohaterach. To właśnie tacy ludzie, jak Ludwik Walesiak walczyli o Polskę i ją wywalczyli. Stąd też pomysł na uwiecznienie lokalnych bohaterów przy okazji państwowego święta.

 

ŹRÓDŁO: http://www.co-slychac.pl/archiwum-tresc.php?id=1891

Kończy się listopad, ten miesiąc, w którym szczególnie wspominamy tych, którzy odeszli, i tych, którzy zapisali się w narodowej pamięci zasługami. Bo listopad to nie tylko czas umarłych, ale i rocznica powstania

Wskrzesiła pamięć

 

W Chobocie stoi pomnik Ludwika Walesiaka. W oparciu o przekazy rodzinne i dokumenty, postawiła ten pomnik wnuczka Anastazja Walesiak-Książek. Wprawdzie pisaliśmy o tym obszernie, ale ponieważ jest to rodzina wyjątkowa, warto wspomnieć kilka faktów. Patriotyzm jest u nich przekazywany z mlekiem matki. Ludwik Walesiak był kurierem w czasie powstania i przypłacił swoją działalność niemal śmiercią. Powieszony na gałęzi przez carskich żandarmów, cudem ocalał. Anastazja, zaprzysiężona w AK w czasie II wojny – była w szpitalu mińskim położną. Mieszkając na terenie szpitala, pod łóżkiem przechowywała radiostację, a jako dobrze poinformowana osobiście ostrzegała zagrożonych aresztowaniem. Zna niemiecki. Tajemnie szkoliła sanitariuszki dla warszawskiego powstania. W dodatku w rodzinnym domu przechowywała żydowską dziewczynę, której w ten sposób ocaliła życie. Za co została po wojnie uhonorowana. Wprawdzie Ludwik Walesiak był bohaterem – męczennikiem powstania styczniowego, ale i w listopadzie pamiętają o nim dzieci szkolne, gromadząc się i oddając mu hołd pod wspomnianym pomnikiem. To bardzo cieszy panią Anastazję i jej córkę Małgorzatę.
Córka pani Anastazji, Małgorzata Książek-Kettle, od 30 lat mieszka i pracuje w Anglii. W dużym stopniu przyjęła kulturę tej drugiej ojczyzny, w której ma męża, miała godną pracę, a obecnie jest od niedawna na emeryturze. Często odwiedzała matkę i zawsze bolał ją widok walącej się ponadstuletniej chałupy pradziadków, w której spędziła swoje dziecięce lata. A dom niegdyś był piękny. A tu werandy się waliły, okiennice smętnie zwisały, podłóg praktycznie już nie było. Szczury szalały. Piękny dom popadał w ruinę. I Małgorzata postanowiła, ku radości pani Anastazji, reanimować domostwo. Poświęciła na to wszystkie swoje oszczędności i nadal pakuje w to przedsięwzięcie całą emeryturę. Ale dokonała niespotykanego dzieła. Walczyła o każdą starą belkę, każda stuletnia szybka w oszklonych drzwiach ganku była dla niej jak skarb! Na strychach wygrzebywała stare klamki i okucia. Odremontowała dom, modernizując tylko ogrzewanie i sanitariaty. Starała się ocalić każdy zapamiętany szczegół wyposażenia wnętrza. Oryginalne okiennice i drewniane podłogi. Tylko w obszernej sieni, do której konno można było wjechać, zmieniła bruk z dębowej kostki na bardziej praktyczny w utrzymaniu czystości. Na szczęście ocalały stare kredensy, stoły, krzesła. Jest elektryczność, ale i lampy naftowe dla pamięci o tym, jak tu było.
Pani Małgorzata jest dumna i szczęśliwa. W tym domu znajduje spokój. Ale jej drugi dom jest w Anglii. Trudno wymagać od jej męża, aby na stare lata przeniósł się do obcego mu kraju. Tak więc Małgorzata rozdarta jest pomiędzy dwiema miłościami. Ta pierwsza – to dziedziczny w tej rodzinie patriotyzm. Bo pamięć o naszych pradziadach, wskrzeszanie miejsc, w których żyli – to po prostu patriotyzm najczystszej wody.

źródło:http://www.halinow.pl/135-Ludwik_Walesiak.htm

Postacie historyczne

Ludwik Walesiak ( 1844 – 1924)

Prawdziwi bohaterowie nie domagają się chwały ani nagród. Nie wypinają piersi do orderów. Nie oczekują zadość uczynienia, ani nawet odnotowania  w społeczeństwie  swoich czynów. Stają się bohaterami spełniając swoją patriotyczną powinność, nie reżyserują swoich działań z myślą o nagrodzie czy sławie. Nie zdają sobie sprawy z faktu, że właśnie to co zrobili, było bohaterstwem. Oni postępują zgodnie z zasadami, z sumieniem, z potrzebą działania na rzecz wszystkich i w obronie własnych ideałów, w przekonaniu, że te ideały są wspólne wszystkim i że każdy na ich miejscu zachowałby się identycznie. Są to ludzie dla których zdrada jest hańbą, tchórzostwo również i którzy cierpią za miliony, kiedy dowiedzą się, że inni zdradzali, dekowali się i unikali jak ognia poświęcenia. Naiwni, prawi szczerzy, wspaniali ludzie. Był taki wśród naszych pradziadów. Żył, gospodarzył i walczył jak potrafił, w Chobocie. Jako młodziutki emisariusz działał na terenie gminy już kiedy tylko zaczęły się przygotowania do patriotycznego zrywu, jakim było powstanie styczniowe 1863r. Nazywał się Ludwik Walesiak. Miał jedenaścioro rodzeństwa i sześcioro dzieci. Dlatego większość mieszkańców tej okolicy jest w bliski lub nieco dalszy sposób spokrewniona z nim.

Ludwik był człowiekiem skromnym i sława jego nie wykraczała poza opowieści dla wnucząt. Nie dbał o to. Ale zatroszczył się o niego sam marszałek Piłsudski, zaraz po uzyskaniu przez nasz kraj wytęsknionej niepodległości. W 1918 roku, marszałek chcąc poznać osobiście weteranów powstania, zaprosił tych jeszcze żyjących do Sulejówka.  Kiedy jego wnuczka, sześcioletnia Nastusia Walesiakówna znalazła się tam razem z dziadkiem i stanęła oko w oko a nawet podała rączkę wąsatemu człowiekowi z portretu na ścianie – wiedziała, że to ktoś wielki o którym wszyscy mówią z podziwem. I ten wielki człowiek obejmował teraz jej dziadunia, wręczał mu szablę, czapkę oficerską, całował go z dubeltówki i okazywał mu wielki szacunek! A więc dziadek był jeszcze kimś ważniejszym dla tego najważniejszego! Od tej pory – opowiada sędziwa w tej chwili pani Anastazja – nie było jesiennego ani zimowego wieczoru bez opowieści dziadka. Oczywiście o czasach cierpień pod rozbiorami, pod nahajką carską. O świętej miłości ojczyzny,  o honorze  i oczywiście przygodach dziadka jako emisariusza i łącznika – kuriera. O czasie, gdy dostarczał pocztę jednemu z pułków powstańczej armii generała Traugutta w lesie zwanym Borkiem na skraju pól należących do Walesiaków.

Z wielu opowieści najważniejsza, niesamowita, jest ta o cudownym ocaleniu, wręcz zmartwychwstaniu naszego wówczas dziewiętnastoletniego powstańca. A było to tak: Krytycznego dnia Ludwik udał się na pole, gdzie tuż przy lesie leżało powalone drzewo. Obuchem siekiery waląc w ten pień, w umówiony sposób – dawał znać zbrojnym, że przyniósł pocztę. Ledwie zdążył ją przekazać i żołnierz zniknął w lesie, jeszcze nie odłożył topora, jak na koniach w galopie dopadło go kilku  rosyjskich żandarmów. Wiedzieli po co tu przyszedł. Na początek dali mu lekcję pejczami, kiedy nie odpowiadał na żadne pytania, przeszli do perswazji wciskając mu w ręce woreczek pełen złotych carskich rubli. Kiedy nadal milczał przeszli do ostrych tortur. Zaczęto go tratować końmi. Konie niechętnie brały w tym udział, nie mniej mocno go poobijali i poranili nie szczędząc bicza. Ukrył się częściowo pod pniem owego leżącego drzewa. Zakrwawiony, półprzytomny, został wywleczony i moskale postanowili go po prostu powiesić na najbliższym drzewie, wychodząc z założenia, że tego polaczka – zakapiora nie złamią w żaden sposób. Kaźnia trwała już dłuższy czas. Wszystko to widział ukryty w zbożu młodszy brat: Ludwika – Józef. Ruscy jak postanowili, tak zrobili, Ludwik odruchowo chwycił sznur tuż nad głową. Stracił palec kiedy szablą moskal utrącił mu ten uchwyt. Zawisł. Żandarmi widać nie lubili takiego widoku bo podcięli konie do galopu, aby po chwili zniknąć za zakrętem drogi. Wtedy wyskoczył z lasu nasz żołnierz powstaniec. Jednym cięciem uwolnił Ludwika. Ciało spadło ale po rozluźnieniu pętli już nie dawało oznak życia. Wtedy wiedza o reanimacji była znikoma, właściwie żadna. W dodatku ciało było pokłute bagnetami i zakrwawione. Powstaniec wrócił do lasu, a Józef pognał do domu z tragiczną wiadomością.

Carski zakaz zabraniał szacownego pochówku buntowników za jakich uważano wtedy polskich patriotów. Ciało ofiary za karę i ku przestrodze miało wisieć tam gdzie je powieszono przynajmniej przez kilka dni. Taka okrutna to była władza. Ale rodzina Walesiaków nie ulękła się i nie miała szacunku dla carskich ukazów! Trudno opisać sytuację w rodzinnym domu Walesiaków, ludzi światłych, której senior – Jan, ojciec Ludwika nazywany był we wsi zimowym nauczycielem. Szkoły nie było ale analfabetów też niewielu, bo Jan właśnie zimą dawał chłopskim dzieciom lekcje pisania i czytania.

Zaciemniono okna. Tej nocy kobiety modliły się i płakały, a mężczyźni pod kierunkiem ojca zabrali się do zbijania trumny z którą jeszcze przed świtem chcieli pojechać na skraj lasu, zapakować do niej ciało i wywieźć na cmentarz aby po chrześcijańsku je pochować. Już wiedzieli, że zginął bo nikogo nie wydał ale do ich domu rano mogli załomotać w drzwi moskale! Spieszyli się. Około północy dziewczyna pomocnica, usłyszała jakieś skrobanie do drzwi, wyjrzała w ciemność i wydawało jej się, że to pies zbłąkany głodny przyszedł po łaskę. Powiedziała to swojej gospodyni. Walesiakowa, tak jak i jej rodzina, nigdy człowieka ani zwierzęcia bez pomocy nie pominęła. Kazała dziewce dać psu chleba. Dziewczyna wyszła przed schodki… i ku swemu przerażeniu znalazła czołgającego się Ludwika, nieprzytomnego broczącego krwią! Rodzinę poderwało, byli pewni, że to martwego Ludwika ktoś przyniósł. Okazało się, że ten zdrowy, silny o atletycznej budowie chłopak, nie tylko charakter miał niezłomny. Ciało też. Ludwika umyto, krwawiące rany zaklejono chlebem ugniecionym z miodem i pajęczyną. Wprawdzie nie od razu odzyskał przytomność i wielu fragmentów swojej odysei nie pamiętał. Ale przeżył. A trumna przydała się do przewiezienia go na furmance aż do Mińska pod opiekę zaufanego lekarza. Ten przywrócił go do zdrowia po kilkumiesięcznej troskliwej kuracji. Wszyscy byli przekonani, że Ludwik po prostu jakimś cudem zmartwychwstał. Ale szeroko nie opowiadano o tej sprawie, ze zrozumiałych powodów. Powstanie upadło i nadal byliśmy pod carskim knutem. Ludwik wyzdrowiał. Po kilku latach ożenił się z Rozalią z Szatańskich z gminy Jakubów. Całe życie przeżyli gospodarząc w Chobocie. Urodziło im się sześcioro dzieci. Wszystkie wychował w miłości ojczyzny i najwyższych wartościach. Skuteczne to musiały być metody wychowawcze, skoro po dziś dzień, dla jego prawnuków hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” nie jest sloganem. Dają temu wyraz w czynach. Ludwik może być dumny z działań  Anastazji w latach II wojny światowej.

Dla Anastazji był bohaterem, ale potrzebę pokazania jego bohaterstwa wszystkim, musiała tłumić przez wiele lat. Kiedy tylko przyszedł odpowiedni czas – wystawiła mu pomnik na terenie rodzinnej posesji. Zaprojektował go Ryszard Netzel artysta plastyk. Ludwik Walesiak jest wzorem Polaka patrioty przez wielkie „P” i wzorem przyzwoitego człowieka. Gospodarza, ojca, społecznika. A przy tym skromny, nie przechwalający się, on nie wystawiał piersi po medale. O jego wielkości wiedzieli ci, którzy wiedzieć powinni. Dali temu wyraz w opublikowanej ustawie z dnia 2 stycznia 1919 roku (Dziennik Praw nr 66, Ex 1919) o weteranach Powstania Styczniowego, zweryfikowanych Komisją Kwalifikacyjną. Ustawa ta była zatwierdzona przez Ministra Spraw Wojskowych i Ministra Skarbu. Imię Ludwika umieszczono w Dzienniku Personalnym Ministerstwa Spraw Wojskowych w latach 1921-1924. Na mocy tej samej ustawy otrzymał stopień oficerski i przyznana mu była stała pensja.

Ludwik zmarł mając 80 lat w 1924 roku w Chobocie. Był patronem 7-go pułku ułanów, który przybył konno do Chobotu na jego pogrzeb aby oddać mu hołd. Trumnę ciągnęły na marach cztery białe konie a przykryta była biało-czerwoną flagą, na której leżała czapka oficerska z trzema gwiazdkami. Orkiestra wojskowa odprowadzała Ludwika na miejscowy cmentarz w Długiej Kościelnej. Zasłużył na takie wzruszające honory. Wielu młodych we wsi dopiero wtedy zrozumiało kto żył wśród nich.  Pora aby dowiedzieli się o tej postaci wszyscy. Wśród pamiątek i dokumentów, do najcenniejszych należy przysłany naszemu bohaterowi list od Rządu Narodowego w 1863 roku. Jest to list dziękczynny za odwagę i poświęcenie. Na czele Rządu Narodowego stał wówczas Romuald Traugutt, dowódca, który również drogo zapłacił za swój patriotyzm. Ale to już znana historia. Myślą przewodnią listu jest udokumentowanie wydarzenia jak i prośba Rządu Narodowego o przekazanie pokoleniom Polaków przykładu „jak należy Ojczyznę i braci kochać i wiernie im służyć” co my niniejszym staramy się uczynić. A list o którym mowa, jeszcze dzisiaj daje się odczytać.

Bożena Abratowska

 

 

więcej na:

http://www.halinow.pl/images_menus_big/135/4627342bc51fb/akcik.jpg

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/tekst.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_6.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/tekst_2.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_7.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_3.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_2.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_5.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artukul_1.pdf

http://www.halinow.pl/files/135/4627342bc51fb/artykul_4.pdf

 

Autor: kurierSkruda
Brak komentarzy. Twój może być pierwszy
Dodaj komentarz