KWIECIEŃ 1943 – Akcja z flagą w Halinowie
Autor: kurierSkruda, dn. 15 kwietnia 2011
logo_obroza

Źródło: „CZWARTA KOMPANIA” Rejon „Dęby” Armii Krajowej Praca Zbiorowa – Jan Kowalski ps. ” Lis

Był kwiecień 1943 roku. Pomimo, że wszyscy przewidziani na akcję dobrze znali stację kolejową w Halinowie i najbliższy teren wokół niej.  Dokładnego rozpoznania terenu dokonaliśmy w trójkę – Bartosz, Lis i Marysia. Wszyscy pozostali, przewidziani na tę akcja, otrzymali także polecenie zapoznania się z trenem we własnym zakresie. Wykonanie zadania – zawieszenie polskiej flagi narodowej — było na pozór proste, ale trzeba było wziąć pod uwagę to, że na stacji kolejowej można było natknąć się na Niemców, na przejeżdżający pociąg lub przypadkowych przechodniów. Dlatego przygotowania były bardzo staranne i dokładne, a na wykonanie zadania przewidziano Żołnierzy najwyższej klasy. Zbiórkę wyznaczono na godzinę 22.45 za ogrodem Władysława Paszczykowskiego, także członka AK. Miejsce to było bezpieczne i nie uczęszczane przez ludzi. Już 0 22.30 czekałem z flagą na uczestników, gdyż tu właśnie mieszkałem. Jako pierwszy przybył Bartosz, a następnie kolejno pozostali uczestnicy. Wszyscy byliśmy uzbrojeni i dysponowaliśmy trzema stenami, czterema rewolwerami i trzema karabinami. Szeregowy Bakulik miał słupołazy, obcęgi i puszkę za smarem. Flaga miała być zawieszona na słupie drewnianym przed wejściem na peron stacji. Od miejsca zbiórki do stacji dzieliła nas odległość około 700 m. Podporucznik Bartosz krótko podał zadanie, wydał odpowiednie rozkazy, po czym ubezpieczeni wyruszyliśmy boczną, mało uczęszczaną. ścieżką, którą doszliśmy do drogi, biegnącej przy torach kolejowych. Noc była ciemna, niebo całkowicie zachmurzone, ale dość ciepło i bez deszczu – dla naszego zadania pogoda zupełnie dobra. Do wyznaczonego słupa mieliśmy około 250 m. wzdłuż torów kolejowych od strony Miłosny. Ja z Klonem i Chabrem szliśmy pierwsi jako ubezpieczenie, a parę metrów za nami, po obu stronach drogi, Bartosz z Marysią i resztą grupy. Prawie na środku peronu, przy kasie biletowej, paliło się kilka lamp, ale do miejsca naszego działania światło prawie nie docierało. Niemniej można już było dostrzec zarysy parkanu, zapory na przejeździe itp.

Było cicho i nic nie wskazywało na to, aby groziło nam jakieś niebezpieczeństwo. A jednak, kiedy nasza trójka znajdowała się około 30 metrów od słupa i miała za chwilę przedostać się na przeciwną stronę torów i peron, aby ubezpieczać wykonujących zadanie, padła seria strzałów z pistoletu maszynowego. Niemal w tej samej chwili dałem rozkaz – padnij! Strzały nie były celne i nie raziły nikogo. Bartosz był parę kroków za mną. Zorientowaliśmy się, że strzały padły z budynku, znajdującego się z lewej strony drogi, około 50 metrów od nas. W tej sytuacji albo należało się wycofać, albo zaryzykować i dokładniej zorientować się, na jaką przeszkodę się natknęliśmy. Na peronie było pusto i cicho, a więc przynajmniej z tej najważniejszej strony nic mam na razie nie groziło. Bartosz zaryzykował i wydał rozkaz, żeby Marysia otoczył budynek od strony wschodniej. Ten wysokiej klasy bojowy podoficer wiedział, ca ma robić. We trzech, skokami, zaczęli otaczać budynek. Padła jeszcze jedna seria strzałów, ale teraz zorientowaliśmy się już dokładnie, że strzały oddawane są nie z budynku, ale z ganku od naszej strony. Sytuacja zmieniała się błyskawicznie. Widocznie strzelający zorientowali się, że są otaczani i postanowili ratować się ucieczką. Jedyną nie zagrożoną  drogę mieli tylko w kierunku Mińska Mazowieckiego przy torach kolejowych. Usłyszałem charakterystyczne odgłosy osób, uciekających z ganku obserwowanego budynku. Należało przypuszczać, że to Niemcy, ale nie byliśmy jeszcze tego pewni. Za chwilę już dokładnie orientowałem się, że parę osób ucieka bezpieczną dla nich drogą, ale jeden z osobników wybrał krótszą drogę, a mianowicie na peron, na którym było nadal cicho i pusto. Nie przewidział, że przy tej jedynej drodze do peronu znajdują się ci, przed którymi ucieka. Kiedy uciekający zbliżał się do nas, bardzo mdłe światło padające z odległego peronu umożliwiło rozpoznanie go. Był to Niemiec w mundurze i z karabinem w ręku. Kiedy przebiegał parę metrów od nas podałem rozkaz  – Chaber, za mną! Obaj podbiegliśmy do niego, powaliliśmy ma ziemię i rozbroiliśmy. Niemiec był mocno wystraszony i w pierwszym momencie krzyczał – hilfs, hilfs – ale szybko go uspokoiliśmy. Dowiedzisliśmy się od niego, że było ich czterech i że są  z Rembertowa. Zapanowała cisza. Marysia zameldował, że w budynku jset wszystko w porządku, a Niemcy uciekli drogą przy torach w kierunku Mińska Mazowieckiego i od tej strony działa już nasze ubezpieczenie. Bartosz rozkazał wykonać zadanie. Zaraz wszyscy znaleźli się na wyznaczonych posterunkach, tylko ubezpieczenie od strony Mińska Mazowieckiego zostało wzmocnione, gdyż nie byliśmy pewni, gdzie teraz znajdują się Niemcy. Najprawdopodobniej  zdążali ścieżką przy torach w kierunku najbliższej stacji kolejowej Dębe Wielkie, Na tej stacji mogą być za godzinę, a nam potrzeba tylko parę minut. Bakulik szybko wspiął się na słup i przymocował flagę. Pochwycony przez nas Niemiec z zawiązanymi do tyłu rękami z przerażeniem przyglądał się operacji, ale był cały i zdrowy. Pomyślałem sobie, że gdyby któryś z nas dostał się w ich ręce, to w najlepszym razie znalazłby się w obozie koncentracyjnym. On stracił tylko karabin, bagnet, kilkadziesiąt sztuk amunicji i pas żołnierski, a po skończonej akcji skierowany został na ścieżkę przy torach kolejowych w stronę Warszawy. Do najbliższej stacji Miłosna dojdzie za 45 minut, a większość z nas będzie już wtedy w domu. I tak bogata dla nas w przeżycia akcja dobiegła końca. Rozeszliśmy się najbezpieczniejszymi drogami do domów, zostawiając wysoko na słupie łopoczącą biało – czerwoną flagę. Wkrótce doleciały do nas odgłosy pociągu, nadjeżdżającego od strony Warszawy, który nie zdążył przeszkodzić nam w wykonaniu zadania.

Byliśmy teraz nie tylko bogatsi o karabin (szkoda, że nie maszynowy) i amunicję, ale o cenne doświadczenia. Kiedy po dwóch dniach Bartosz, Marysia i ja spotkaliśmy się w trójkę w celu  podsumowania akcji – a robiliśmy to po każdej takiej wyprawie – nie brakowało i uwag krytycznych. W pierwszym rzędzie doszliśmy do wniosku, że akcja powinna być przeprowadzona w późniejszych godzinach. Godzina 23.00 to zbyt wczesna pora jak na stacje kolejową. Nie mieliśmy także dokładnego rozeznania co do budynku, z którego padły strzały. Wprawdzie wiedzieliśmy, że dom ten był zamieszkały przez spokojną, polską rodzinę, ale nie mieliśmy pojęcia o tym, ze ganek był całkowicie odizolowany od niego przez dokładne zabicie drzwi deskami. Dlatego na ganek mógł każdy wejść i przebywać na nim, tym bardziej, że dom nie był otoczony parkanem, a na ganku wokół były  drewniane wygodne ławki do siedzenia. Kilka metrów od tego ganku był niewielki drewniany dom, w którym znajdował się sklep spożywczy, a w sklepie tym przy pewnych znajomościach można było kupić nawet i bimber. Nie badaliśmy już tego, ale prawdopodobnie Niemcy korzystali ze sklepu, a ponieważ było w nim ciasno, poszli na ganek i tam się rozgościli, co najmniej przy piwie. I tak o godzinie 23.00 przeszkodziliśmy im, a oni nam.

Byliśmy szczęśliwi, że akcja zakończyła się bez własnych strat, ale wyciągnęliśmy jeszcze jeden bardzo istotny wniosek. Przed każdą akcją należy jeszcze dokładniej rozpracowywać teren, a w pobliżu budynków takich jak w rejonie stacji kolejowej zachować szczególną ostrożność. Widocznie o niezbyt fortunnym wypadzie z Rembertowa do Halinowa Niemcy nie pochwalili się, skoro flaga wisiała cały dzień i dopiero pod wieczór Bahnschutze zerwali ją specjalnie zrobionym hakiem, bo wejście na posmarowany smarem słup było bardzo trudne. Setki, a może i tysiące ludzi widziało powiewającą flagę, dobrze widoczną także z przejeżdżających pociągów. Ludzie z przyjemnością mówili o tym miłym dla oka i ducha obrazku, a jednocześnie śmiali się w kułak, kiedy do wściekłości doprowadzała hitlerowców już nie flaga, ale wysmarowany słup.

I tak jaszcze jeden trud kilku Żołnierzy AK nie poszedł na marne. Wielu Polaków podniósł na duchu, a okupantowi przypomniał, że wygranie walki z tym narodem odsuwa się coraz dalej.

Raport:

Cel akcji:

umacnianie w społeczeństwie ducha nadziei i walki z hitlerowskim okupantem. Pokazanie faktu, że Polska żyje i walczy że śmiertelnym wrogiem.

Czas akcji:

kwiecień 1943 r., godzina 23.00. Czas trwania akcji 10 minut bez

czasu na dojście.

W akcji uczestniczyli:

podporucznik Bartosz, plutonowy podchorąży Lis, plutonowy Marysia oraz 7 szeregowych: Bakulik, Klan, Chaber i inni.

Akcją dowodził:

podporucznik Bartosz.

Rezultat akcji:

wywieszona na słupie przed stacją Halinów flaga narodowa,

zdobyty jeden karabin, kilkadziesiąt sztuk amunicji, bagnet i pas żołnierski.

Straty własne :

nie było.

Autor: kurierSkruda
Komentarze są wyłączone.